Na całym świecie do śmietnika trafia 1,3 miliarda ton żywności. Za część tej porażającej statystyki odpowiedzialne są hipermarkety czy restauracje, nie oznacza to jednak, że nasze codzienne działania mające na celu zapobieganie marnowaniu żywności nie mają znaczenia. To tak samo jak z niejedzeniem mięsa. Przykładowo odwiedzając mojego teścia przyczyniam się do tego, że przez dwa dni je on mniej mięsa, bo serwuje nam pierogi z serem czy makaron z bakłażanem.
Jakie zatem są moje sposoby na to, by mniej marnować żywności?
1. Po pierwsze planowanie posiłków, o którym pisałam już w tym wpisie. Większe zakupy robię ostatnio raz w tygodniu, ale już kilka dni wcześniej zaczynam tworzyć listę zakupów, na którą wpisuję to, co się skończyło oraz produkty, które będą mi potrzebne do zrealizowania moich aktualnych kulinarnych fantazji. Nie jest tak, że kupuję tylko rzeczy zaplanowane, bo owoce wybieram zwykle na miejscu, sprawdzając między innymi aktualne promocje, ale jeśli mam w planach ciasto z gruszkami czy owsiankę z pestkami granatu, to te owoce mam na swojej liście. Jeśli zdarzy mi się kupić coś ekstra, na co nabrałam ochotę w sklepie, to często rewiduję swoje plany kulinarne, dopisując do niej jakiś przepis z nowym nabytkiem. Z resztą nie udaje mi się nigdy zaplanować całego tygodnia na raz, zwykle mam pomysły na 3-5 dni, a potem szukam nowych inspiracji, sprawdzając stan lodówki.
2. Częste przeglądanie lodówki oraz zapasów pozwala wyłapać żywność, której kończy się termin przydatności do zużycia czy warzywa, które zaczynają więdnąć. Zawsze taka sytuacja rozwija moją kulinarną kreatywność, zwłaszcza gdy dotyczy to połowy worka marchewki czy kobiałki truskawek.
3. Gotowanie takiej ilości, którą jest się w stanie zjeść. Gdy gotuję owsiankę, to ilość wsypywanych płatków osianych uzależniam od liczby osób, które będą je jadły. Obiad gotuję najczęściej na raz. Do moich wad należy fakt, że nie potrafię gotować wielkich ilości jedzenia, co bywa jednak zaletą. Nic bardziej mnie nie denerwuje niż pojedyncza porcja zupy, która zostaje na następny dzień, bo przecież i tak trzeba będzie ugotować coś nowego, a taka porcja jest kłopotliwa, bo później nie ma nią chętnych. Wolę czasem ugotować za mało, bo zawsze można przecież dojeść sobie kanapkę czy owoc, niż wyrzucać potem resztki.
4. Stosowanie metody BLW – w przypadku najmłodszej córeczki zdecydowałam się nie zaczynać rozszerzania diety od papek, tylko podawałam to, co my jemy. Pamiętam, że przy starszych dzieciach denerwowały mnie resztki kaszek czy zupek, które potem trzeba było przechowywać w lodówce, bo przecież dziecko zjadło kilka łyżeczek. Teraz Aniela je to, co my, czyli jest zupka, jeśli my akurat jemy. Nie gotuję nic specjalnie i jemy to samo, w tym samym czasie. To nie tylko oszczędność czasu, ale nawet miejsca w lodówce, bo nie ma problemu resztek.
5. Wykorzystywanie kuchennych resztek – pomimo starań czasem zostanie jakiś ziemniak z obiadu czy wyschnie pieczywo (zwykle z powodu złego przechowywania, ale teraz testuję worek na chleb i mam nadzieję, że to się nie powtórzy). Co można z nimi zrobić?
- ugotowane ziemniaki – jeśli jest ich dużo, to można je podsmażyć do obiadu na następny dzień, jeśli niedużo to mogą posłużyć jako baza do zrobienia kopytek jaglano – ziemniaczanych, sera z ziemniaka czy po prostu wrzucam je podczas gotowania zupy-krem
- nieświeże pieczywo – można pokroić w kostkę i podsmażyć na grzanki do zupy-kem lub obtoczyć w jajku robiąc z nich tosty francuskie
- suchy chleb – czasem zdarza się, że wyschnie jakaś piętka chleba, to zbieram je i rozkruszam potem w robocie kuchennym na bułkę tartą (ostatnio taka sytuacja należy do rzadkości i najczęściej zamiast bułki tartej używam zmielonych płatków owsianych)
- ugotowane warzywa na parze – wrzucamy je pod koniec gotowania do zupy jarzynowej, można też zrobić z nich kotleciki warzywne
- ugotowana kasza jaglana – jeśli zdarzy mi się ugotować jej za dużo, wykorzystuję ją do śniadania na następny dzień, robię z niej kluski, burgery czy moje ulubione gofry
- ugotowana kasza gryczana – przelewam ją wrzątkiem następnego dnia i używam jako dodatek do obiadu lub przyrządzam z niej czekoladową gryczankę z przepisu Marty Dymek
- pulpa orzechowa po produkcji mleka orzechowego – pisałam już kiedyś o moich pomysłach w tym wpisie, najczęściej robię kulki bakaliowe lub dodaję do owsianki
6. To co wydaje mi się najciekawsze, to wykorzystanie odpadów, które zwykle trafiają do kosza takich jak obierki z jabłek, skórka cytrusów czy natka. Muszę przyznać, że nie przetwarzam w ten sposób wszystkich resztek, ale nawet jeśli uda się wykorzystać kilka procent, to daje mi to dużą satysfakcję.
- liście rzodkiewki – w zeszłym roku zakochałam się w domowym pesto, jednym z moich ulubionych jest pesto z liści rzodkiewki, zwykle dodaję do niego pestki dyni lub orzechy włoskie, a oprócz tego oliwę z oliwek oraz płatki drożdżowe
- obierki po jabłkach – jeśli mam dostęp do niepryskanych jabłek i robię z nich szarlotkę, to część obierek oraz ogryzków wykorzystuję do zrobienia octu jabłkowego, który schodzi w moim domu w sporych ilościach, bo wykorzystuję go do płukania włosów, robienie go samemu i to z obierek oznacza dużą oszczędność, robię go już teraz na oko, zbieram do litrowego słoja obierki na wysokość około 3/4 (czasem to robię w turach i trzymam słoik z obierkami w lodówce) i dolewam przestudzoną, przegotowaną wodę, w której wcześniej rozpuściłam łyżkę cukru brązowego, przykrywam słoik serwetką zabezpieczoną gumką i odstawiam na miesiąc, potem wystarczy przecedzić i przelać do słoika czy butelki
- skórki po cytrusach – mam na nie dwa patenty: robię z ocet z cytrusów, który wykorzystuję potem do mycia podłogi albo skórki po obraniu pomarańczy suszę w pobliżu kaloryfera, mielę w młynku do kawy i wykorzystuję w przepisach, w których potrzebna jest skórka otarta z pomarańczy lub z cytryny
- łodyga brokuła – odkąd odkryłam, że łodyga brokuła świetnie sprawdza się w sałatce, to zawsze ją zostawiam, najpierw lekko ją obieram, a potem ścieram na tarce, robiłam różne wersje tej sałatki np. z papryką czerwoną, kukurydzą, tofu i ogórkiem kiszonym, pasuje też rzodkiewka czy świeże ogórki
- skórki melona – ze skórki melona można wycisnąć sok, zakup melona jest dla mnie zawsze świetną motywacją, by wycisnąć jakiś pyszny sok
- woda z ogórków kiszonych – dodaję ją do barszczu czerwonego, ale ponieważ częściej zużywam ogórki niż robię barszcz, szukałam innego pomysłu i wpadłam na pomysł, by wykorzystać tą wodę do pieczenia chleba, zachwycona smakiem takiego chleba wymyśliłam przepis na chleb gryczany z wodą z ogórków i czarnuszką
- kiszone buraki – szkoda wyrzucać buraki pozostałe z robienia zakwasu z buraków, można je zetrzeć na drobnej tarce, połączyć z ogórkami kiszonymi, jabłkiem, musztardą i dobrym olejem np. olejem lnianym tłoczonym na zimno, surówka do obiadu gotowa
- resztki marchewki z wyciskarki – można znaleźć sporo pomysłów na ich wykorzystanie, paradoksalnie te przepisy inspirują mnie często do zrobienia samego soku, najprościej wytłoki z marchewki można użyć do surówki, ale robiłam też z nich ciasto marchewkowe, ciasteczka owsiane, zupę marchewkową czy krakersy
- pestka z awokado – przyznam szczerze, że wykorzystuję w ten sposób co którąś pestkę, bo jest bardzo wydajna, należy ją odłożyć do wysuszenia przez kilka dni, a następnie trzemy ją na tarce lub mielimy w młynku do kawy, dobrze jest ją potem rozłożyć zmieloną do przeschnięcia, bo wtedy można ją dłużej przechowywać w zamkniętym słoiczku, wykorzystuję ją do koktajlu, przepis na mój ulubiony koktajl z jej dodatkiem zamieszczałam już tutaj
A wy jakie macie patenty na kreatywne wykorzystanie odpadów oraz niemarnowanie żywności?