Dzieci

Dieta wegetariańska w przedszkolu – moje doświadczenia

Ponieważ zbliża się miesiąc marzec, w którym wielu rodziców podejmuje decyzję dotyczącą wyboru przedszkola dla swojego dziecka, postanowiłam w końcu poruszyć na blogu ten temat. Cała moja rodzina nie je mięsa, więc nawet nie przyszłoby nam do głowy, że w związku z posłaniem córki do przedszkola trzy lata temu coś miałoby się zmienić. Ponieważ zaczynaliśmy edukację przedszkolną w trakcie roku, w grę wchodziły tylko placówki prywatne.

Przedszkole prywatne

Ich plusem jest posiadanie cateringu, dzięki czemu łatwiej jest im respektować specjalne wymogi żywieniowe dzieci. Standardem jest dieta bezmleczna i dieta bezglutenowa, niestety zapewne z tego względu że mięso nie jest alergenem, dieta wegetariańska nie zawsze musi być przez firmę cateringową uwzględniana. My mieliśmy szczęście, ponieważ zmieniła się akurat firma serwująca posiłki (trzeba być przygotowanym, że takie zmiany firm mogą być częste), która ze względu na szkołę, z którą współpracowała, taką ofertę właśnie wprowadziła. Dostawaliśmy menu na maila na cały miesiąc, dzięki czemu na bieżąco sprawdzałam, co będzie podane w przedszkolu. Ponieważ często dostawałam wszystkie dostępne menu, mam porównanie jak jadłospis był komponowany w stosunku do tradycyjnej diety mięsnej.

Zupa zawsze była warzywnym odpowiednikiem zupy, którą jadły pozostałe dzieci. Do kanapek najczęściej podawany był twarożek, poza tym pojawiał się ser żółty, jajka, pasta jajeczna. Zamiast mięsa często pojawiały się strączki (to duży plus, bo dzięki temu mamy dobre źródło białka oraz żelaza) – potrawka z soczewicy zamiast gulaszu, kotlety z ciecierzycy, kotlety sojowe, czasem jajko w sosie tymiankowym (zawsze mnie zdumiewa tego typu danie, które tylko chyba w przedszkolach się jada). Normą w przedszkolach są dwa dni jarskie, więc wtedy wszystkie dzieci dostawały pierogi z serem, naleśniki czy ryż z owocami. Na drugie śniadanie czy podwieczorek był często owoc, sok czy kanapki, więc wszystkie przedszkolaki jadły to samo.

Przykładowe menu wegetariańskie:

Śniadanie – zupa mleczna z płatkami owsianymi i rodzynkami, chleb pszenno-żytni z masłem, jajko, pomidor, szczypiorek, herbata owocowa

II śniadanie – sok marchewkowy

Obiad – zupa pomidorowa z ryżem białym i brązowym, kotlety z ciecierzycy, ziemniaki z koperkiem, buraczki zasmażane

Podwieczorek – weka z masłem, surówka z pomarańczy, marchewki i słonecznika

Czy córka jadła proponowane dania?

W przedszkolach prywatnych przy odbiorze dziecka zawsze jest informacja zwrotna, czy dzieci zjadły dany posiłek. Dzięki temu można zobaczyć czy któreś potrawy mu nie smakowały. U nas największy problem był z makaronem. Gdy dzieci miały makaron z mięsem, Róża dostawała penne ze szpinakiem w sosie śmietanowym z serem żółtym, którego nawet nie chciała tknąć (córka była w tym czasie team sam makaron, a i tak my w domu akurat nie jadamy makaronu ze szpinakiem, więc też nie bardzo miała możliwość, by to danie poznać). Ponieważ za drugie danie płaciłam nie tak mało, bo chyba 8 złotych, kilka razy gdy wiedziałam, że będzie bardzo newralgiczne danie, po prostu go nie zamawiałam (mieliśmy internetowy system zamawiania posiłków). Niestety można było wtedy donieść tylko danie gotowe ze sklepu, a nie ugotowane samemu, więc parę razy po prostu kupiłam pakowane pierogi czy racuchy w sklepie, bo raz w miesiącu może przecież awaryjnie zjeść takie danie. Na dłuższą metę donoszenie tego typu posiłków byłoby jednak z powodu tego ograniczenia kłopotliwe. Dlatego na zupy, za którymi nie przepadała już machaliśmy ręką. Nie było nigdy problemu ze śniadaniami oraz podwieczorkiem, ponieważ były to zwykle kanapki, koktajle i owoce, które wszystkie dzieci zwykle chętnie jedzą. Gdy dzieci zostawały do 17, to dostawały jeszcze drugi podwieczorek, na który rodzice przynosili raz w miesiącu produkty typu herbatniki, wafle ryżowe, paluszki, chrupki kukurydziane, i dzieci potem jadły wszystkie jeden z wybranych produktów. To akurat nie było głupie rozwiązanie, bo wcześniej każde dziecko miało indywidualny podwieczorek i w efekcie jedno dostawało jabłko, inne batonik, a inne kurczaka z KFC (!!!). Dochodziło więc do oczywistych sporów i żalów.

Plusy wegetariańskiego cateringu w przedszkolu:

  • odpada konieczność przygotowywania posiłków dla dziecka przez rodzica, co jest bardzo wygodne
  • dzieci jedzą w miarę zbliżone dania, więc mały wegetarianin tak bardzo się nie wyróżnia
  • obiady pakowane były w osobne pojemniki, więc odpadają dylematy czy te ziemniaki leżały koło mięsa
  • nie trzeba na bieżąco śledzić menu, bo wiadomo, że nasze dziecko zawsze będzie miało co jeść (swoją drogą i tak sprawdzałam zawsze, by uwzględnić co córka jadła, podczas robienia kolacji)
  • pojawiały się świeże owoce i warzywa, soki, raz była nawet kalarepa na II śniadanie
  • mieliśmy dostępne menu od razu na cały miesiąc, nie było mowy o nagłych zaskakujących zmianach
  • posiłki są częściej serwowane niż w placówce samorządowej, więc nawet jeśli dziecko słabiej zjadło któryś posiłek to za 2 godziny był następny
  • jeśli dziecko czegoś nie zje, zawsze możesz zwalić na to, że nie jest przyzwyczajone, bo w domu gotuje się inaczej 😉

Minusy:

  • cena – my dwa lata temu płaciliśmy 12,5 za cały dzień (oprócz II podwieczorku), a ceny pewnie podskoczyły w tym czasie, czyli miesięcznie to było ponad 250 złotych, co znacznie zwiększa koszty związane z przedszkolem, gdzie niezależnie od tego czy dziecko choruje czy nie, trzeba przecież płacić takie samo czesne
  • często była duża rozbieżność między posiłkami, raz na II śniadanie był koktajl, innym razem weka z masłem, a innym sam sok, który zważywszy na to, że latem dzieci rano przed dwie godziny biegały po placu zabaw, mógł być niewystarczającą przekąską
  • brak możliwości donoszenia własnych posiłków z powodu obawy przed sanepidem
  • na podwieczorku przynoszonym przez rodziców pojawiały się słodkie przekąski typu ciastka

Przedszkole samorządowe

Ponieważ w kolejnym roku córka dostała się do samorządowego przedszkola, zdecydowaliśmy się na zmianę. Celowo zdecydowaliśmy się wybrać mniejszą placówkę w okolicy, gdzie łatwiej jest o indywidualne podejście, bo jest w nim tylko setka dzieci. Podczas rekrutacji rozmawialiśmy o posiłkach i dowiedzieliśmy się, że jest już jakieś dziecko, które z powodu alergii na białko mleka ma donoszone posiłki z domu. Kupiliśmy nowe pojemniki na żywność. Przygotowaliśmy napisy do ich opisywania. Co jakiś czas drukuję sobie kartkę, na której mam przygotowane etykietki z imieniem dziecka, numerem grupy oraz nazwą posiłku. Karteczki najpierw przytwierdzaliśmy gumką, a teraz po prostu naklejam je za pomocą taśmy klejącej do wieczka. Gdy w tym roku do tego samego przedszkola dołączył nas syn, to po prostu przygotuję dla niego osobne napisy.

Dla nas zmiana przedszkola wiązała się z dużą zmianą organizacyjną. Nagle koniecznością okazało się śledzenie menu, które nie zawsze sekretarka pamięta by wysłać, więc czasem wiązało się to z telefonem w poniedziałek rano i przygotowywaniem czegoś na szybko. Mąż musiał sobie sprawić nową torbę do pracy, bo musi codziennie zabierać dwa, a czasem cztery pojemniki. Rano trzeba zapakować pojemniczki i opisać, co dodaje mi kilku minut pracy. No i trzeba oczywiście uwzględnić menu podczas zakupów oraz planowania posiłków. Przygotowuję jednak zawsze tylko coś zamiast mięsa. Nie dosyłam innych surówek do obiadu czy warzyw do kanapek, bo liczę, że dzieci będą mieć w ten sposób kontakt także z mniej lubianymi produktami, do których może w końcu się przekonają.

Korzystamy z przedszkola drugi rok i widzę, że wprowadzane są nowe dania. Czasem jestem mile zaskakiwana, gdy okazuje się, że wszystkim dzieciom podadzą jajko sadzone czy makaron z pesto, mozarellą i pomidorkami na obiad. Tutaj też obowiązuje zasada, że 2, rzadziej 3, razy w tygodniu jest jarskie danie. Czasem  to jest ryba, czasem jajko w sosie koperkowym, a częściej ryż z owocami czy naleśniki z serem i polewą truskawkową na jogurcie. Nie ma tu żadnej reguły. Zdarza się, że 4 razy w tygodniu muszę przygotowywać drugie danie, innym razem dwa. W tym tygodniu nie ma ani jednej zupy na wywarze mięsnym, a w zeszłym tygodniu 3 razy musiałam przynieść zupę. Czasem trzeba przynieść coś na II śniadanie, gdy inne dzieci mają parówki, szynkę, sałatkę z kurczakiem czy pastę rybną. Wolę coś sama przygotować niż się zastanawiać czy dzieci dostaną po prostu chleb z masłem czy może pani kucharka przyniesie im z kuchni dżem.

Odkąd syn poszedł do przedszkola, do przesyłanych dań wkradła się większa monotonia. Róża dostawała różne zupy. Czasem zamiast zupy czy kotleta były to gotowane na parze warzywa. Córka lubi też jajka na twardo, które czasem posyłaliśmy, gdy dzieciom serwowano parówki. Nasz trzylatek od jakiegoś czasu obraził się na jajka. Czasem trzeba przesyłać im coś innego, bo gdy widzimy że córce nie podeszły nowe kotlety, to następnego dnia robię jej jajko sadzone. Do kanapek też syn chce ser żółty,  a córka woli twarożek.

Ponieważ przedszkole samorządowe mamy dalej od domu, a bliżej pracy męża, który je tam zawozi, nie korzystamy z I śniadań, podam jednak przykładowe całodniowe menu.

Przykładowe menu w przedszkolu samorządowym:

Śniadanie: chleb razowy z masłem, pasztet drobiowy, pomidorki koktajlowe, kawa zbożowa z mlekiem

II śniadanie: zapiekanka z bułki kukurydzianej z serem żółtym, ketchup, jabłko, herbata owocowa

Obiad: zupa ziemniaczana na wywarze jarzynowym, kasza jęczmienna, medaliony z indyka w sosie własnym, gotowana marchewka z groszkiem i masłem, kompot wieloowocowy

Plusy korzystania z menu w przedszkolu samorządowym:

  • cena za całodniowe wyżywienie jest niższa niż nawet za sam obiad w przedszkolu prywatnym, za cały pobyt dziecka z wyżywieniem płacimy mniej niż za samo wyżywienie w poprzednim przedszkolu
  • posiłki są lepiej zbilansowane pod względem odżywczym, bo łączy się w nich węglowodany z białkiem, poza tym zawsze jest owoc lub warzywo, nawet jeśli na drugie danie są leniwe pierogi, to dzieci dostają jabłko lub pokrojoną w słupki marchewkę
  • jedzenie jest domowe, gotowane na bieżąco przez panie kucharki w przedszkolu, a nie dowożone z firmy cateringowej
  • pojawiają się w menu rośliny strączkowe w postaci zup (choć czasem są na mięsie, a nasze dzieci i tak z zup tolerują praktycznie bulion warzywny 😉
  • możliwość donoszenia z domu posiłków, które są podgrzewane w przedszkolnej kuchni
  • chociaż mięsa w menu przedszkolnym bywa sporo, to nigdy nie ma tak, żebym zarówno na II śniadanie, zupę i II danie musiała coś przygotować, codziennie jest to 1 lub 2 pojemniczki
  • tylko na wyjątkowe sytuacje typu Wigilia czy Tłusty Czwartek pojawia się coś słodkiego, na co dzień nie ma żadnych ciastek czy słodkich serków, zamiast tego na II śniadanie są chrupki kukurydziane, wafle, kisiel, kanapki, koktajle oparte na jogurcie, ryż z takim koktajlem, czasem nawet sałatka
  • przynajmniej w naszym przedszkolu posiłki wydawane są w stołówce, dzięki czemu dzieci nie są rozpraszane zabawkami, jest to po prostu czas skupienia na jedzeniu

Minusy:

  • konieczność stałego śledzenia menu, bo boję się, że dzieci nie będą miały co jeść (inna rzecz jest, czy to zjedzą 😉
  • zdarza się, że menu nie zostanie nam wysłane ani nie było jeszcze dostępne w przedszkolu (w tym roku często jest ustalane na dwa tygodnie), więc rano w poniedziałek jest stres, co trzeba wysłać dzieciom, zwykle i tak gotujemy w niedzielę bulion, więc zostawiamy go wtedy na wszelki wypadek, gdyby trzeba było przynieść w tym dniu zupę
  • gotowanie i kupowanie pod menu np. wróciliśmy do kupowania parówek sojowych, by nasze dzieci się za bardzo nie wyróżniały, gdy inne dostaną gotowaną kiełbasę (co ciekawe, takie śniadanie serwowane jest praktycznie tylko w piątki)
  • rzadko, ale zdarzają się zmiany w menu z dnia na dzień, przez co ja dostarczyłam dzieciom serek i pomidorki, a okazuje się, że dostały chrupki kukurydziane, a kanapki z szynką przeniesiono na dzień kolejny, więc znów muszę coś przygotować, podobnie bywa z zmianą zupy z mięsnej na bezmięsną
  • związana z wybiórczością pokarmową dzieci monotonia przesyłanych posiłków, syn lubi tylko bulion z makaronem (ostatnio hitem jest zupa literkowa jak z bajki “Marta mówi” z makaronem literki), więc z mężem już nie możemy patrzeć na tą zupę
  • jeśli dzieci czegoś nie zjedzą, czasem jedzenie jest odsyłane w pojemniku, w podtekście “Mama ugotowała, a dziecko i tak nie zjadło”
  • w zamrażarce trzeba mieć zapasy kotletów i pamiętać należy o ich wyciągnięciu dzień wcześniej
  • nie ma żadnej reguły dotyczącej tego w który dzień i jak często trzeba będzie coś przynieść, raz w poniedziałek jest słodkie drugie danie, innym razem to makaron z sosem bolońskim

Czy dieta wegetariańska jest możliwa w przedszkolu samorządowym?

O ile prowadzenie diety bezglutenowej byłoby niemożliwe (jedno z dzieci w naszym przedszkolu ma donoszony z firmy zewnętrznej catering w takim przypadku), to stosunkowo łatwo dietę wegetariańską pogodzić z typowym menu przedszkolnym. Wiele osób przygotowuje codziennie sobie lunchbox do pracy czy starszym dzieciom do szkoły, więc choć wymaga to pewnego zachodu i organizacji jest to możliwe. Poza zupami i makaronem rzadko trzeba przygotowywać cały posiłek, bo poza mięsem w menu przedszkola królują przecież ziemniaki, surówki, owoce, koktajle oraz kanapki z masłem i dzieci zawsze mogą coś zjeść z tej gamy produktów i z głodu na pewno nie zginą (chociaż to założenie może być zgubne przy moim synku, który tych ziemniaków akurat nie lubi ;). Na pewno trudniej byłoby gdyby nasze dzieci były na diecie wegańskiej, bo chleb praktycznie zawsze jest z masłem, a każdy ryż, naleśniki czy pierogi polewane są polewą jogurtowo-owocową. Wymagałoby to donoszenia wszystkich posiłków z domu.

Martwi mnie czasem monotonia przygotowywanych dań, bo skoro już przynoszę coś z domu, to chciałabym żeby to zostało zjedzone. Gdyby jednak popatrzeć na to z innej strony, to i tak mam przewagę nad rodzicami niejadków, którzy odżywiają się tradycyjnie. Oni nie mają szansy nic zrobić, gdy widzą w jadłospisie kotlety czy zupę, których ich dzieci nie znoszą. Ja przynajmniej w te dni, w które jest zupa na wywarze mięsnym czy mięso na obiad, mogę przynieść dzieciom coś co lubią i co powinny zjeść.

 

 

2 thoughts on “Dieta wegetariańska w przedszkolu – moje doświadczenia

  1. Przeczytałam Pani artykuł, to niesamowite jaka pracę wkłada Pani w dietę dzieci. Moje dziecko nie jest mięsa z wyboru i nabiału oraz wędlin i parówek (których konserwanty również powodują uczulenia) z powodów zdrowotnych. Dostarczyłam do przedszkola zaświadczenie od lekarza.
    Dziecko poszło do pierwszej grupy, nie ma jeszcze skończonych 3 lat. Przy odbiorze pierwszego dnia opiekunka pochwaliła się na forum wszystkich rodziców, że dzieci zajadały pięknie kotleciki, szyneczki i kakao na mleku krowim, i nawet dziecko, które żywi się wyłącznie słońcem i powietrzem. Ja opuściłam przedszkole przygnębiona dyskryminacja i stygmatyzacja, a córka z uczuleniem na ciele.
    Warszawa, 2022 rok.

    1. Bardzo mi przykro, że panie nie respektowały zaleceń lekarza. Niestety w przypadku jedzenia trzeba przekazać taką informację komu się da, nie tylko wychowawczyni czy dyrektor, bo posiłki może wydawać ktoś inny. My zmienialiśmy przedszkole w zeszłym roku. Nie możemy nic donosić, ale panie nie zmuszają do jedzenia mięsa dzieci. Zwykle dają ich porcję dzieciom, które chcą dokładki. Akurat te dzieci jedzą wybiórczo i spróbują tego, co znają. Najstarsza córka jest wyczulona i bardzo ostrożna, i zdarza jej się nie jeść, bo tam może być mięso. Chociaż ja w przypadku zup nie robiłam afery jeśli córka zjadła zupę nie wegetariańską, co w poprzednim przedszkolu się zdarzało. Panie gotowały smacznie i jej smakowały zupy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back To Top