Zdrowe żywienie

Błędy, które popełniłam podczas rozszerzania diety moich dzieci

Choćbyśmy jak dobrze byli przygotowani do rozszerzania diety dziecka, to zawsze znajdzie się coś, co moglibyśmy zrobić lepiej czy inaczej. Pierwsze dziecko siłą rzeczy jest takim naszym doświadczalnym królikiem. Przy każdym kolejnym dziecku jesteśmy bogatsi w swoje doświadczenia, ale też zdobywamy nową wiedzę o żywieniu czy zmieniają się zalecenia.

Mam troje dzieci i różnica między najstarszą córką a najmłodszą wynosi dokładnie cztery lata i jeden dzień. W tym czasie zmieniły się zalecenia i podejście (przynajmniej części lekarzy) do żywienia dziecka. Większą zwiększa się uwagę na to, że to ostatecznie dziecko decyduje, ile zje. Nie ma też znaczenia kolejność wprowadzania produktów, którego przestrzegałam przy dwójce dzieci.  Jest bardzo niewiele produktów, których niemowlę rzeczywiście nie powinno spróbować przed ukończeniem pierwszego roku życia, co znacznie powiększa pole do popisu podczas przygotowywania posiłków. Dzisiaj zalecenie związane z podawaniem najpierw żółtka, a potem całego jajka wydaje się już strasznie archaiczne. Przy najmłodszej Anieli wiele produktów wprowadzałam znacznie wcześniej, także z tego względu, że rozszerzałam jej dietę metodą BLW i dostawała rzeczy z naszego talerza, a nie gotowałam jej oddzielnych posiłków.

JAKIE BŁĘDY POPEŁNIAŁAM?

  1. Zbyt proste posiłki – przez pierwsze dwa miesiące posiłki były bardzo proste typu same warzywa na parze, przecier warzywny czy płatki ryżowe z jabłkiem. Teraz wiem, że należy zwracać szerszą uwagę na to, by dostarczać w każdym posiłku źródła żelaza czy białka i teraz nawet przy prostych posiłkach zastanawiam się czy coś jeszcze można by dodać. Ostatnio sprawdza się u mnie położenie przed córką łyżeczki z masłem orzechowym czy jakąś pastą. Zwykle cieszy się taki dodatek większym zainteresowaniem niż podane na kanapce. 

  2. Zapominanie o źródłach tłuszczu – nawet 30 % zapotrzebowania kalorycznego dziecka powinny stanowić tłuszcze. Tymczasem w naszym domu jemy ugotowane ziemniaki czy warzywa na parze bez  żadnej omasty. Starsze dzieci tak się przyzwyczaiły do tego, że gdy zaproponuję dodatek masła czy jogurtu to nie chcą, bo wygodniej jeść im same ziemniaki, bo mogą je sobie wygodnie, nawet ręką, włożyć do buzi.

  3. Unikanie brudzących jedzeń – planując dania, które dzieci dostaną do rączki, zwykle dbałam o to, by wygodnie się je trzymało i nie były zbyt brudzące, stąd wybierałam kluseczki bez sosu, sam makaron, owoce, kanapki czy chrupki. Jaki jest tego efekt? Dzieci właśnie takie dania preferują. Trudno jest namówić starszaki do spróbowania makaronu z sosem, nie chcę tknąć sałatki i większości dań, w którym nie widać poszczególnych składników. Ich ulubioną zupą jest bulion warzywny z makaronem i trudno namówić je na coś innego, a przecież zaczynały rozszerzanie diety od zblendowanych zupek i chętnie je jadły! Byłam zaskoczona, że najmłodsza córeczka zaczęła lepiej jeść właśnie, gdy zaczęłam jej podawać częściej jogurt, owsiankę w miseczce czy zupę w kubeczku. Zupy i koktajle to jej ulubione dania, które często wyjadała po prostu palcami, a teraz gdy ma 14 miesięcy łyżeczką.

  4. Nie proponowanie dzieciom wszystkich potraw, które przygotowuję – wiadomo, że na początku unikamy soli i cukru, więc nie możemy podać każdej rzeczy, którą jemy. Natomiast zbyt długie zwlekanie z podawaniem normalnego jedzenia może przyczynić się do tego, że dzieci nie będą chciały ich próbować w przyszłości. Rzadko gotuję jakieś danie stricte pod dzieci. Gotuję to na co mam ochotę i jemy to samo. Czasem jednak dopasowuję sposób podania do ich smaków np. zamiast chilli wolą zjeść osobno kukurydzę, fasolę i paprykę, więc zwykle odkładam im trochę warzyw w tej formie. Natomiast warto przynajmniej zaproponować to, co się przygotowało innego lub dać możliwość, by dziecko sobie samo nałożyło lub przynajmniej widziało jak jemy. Starsze dzieci mimo dość wyraźnie wyrobionych sobie smaków potrafią mnie zaskoczyć, gdy podbierają mi placki z buraczanym hummusem czy muszę ukrywać przed Kostkiem słoik z kokosowym bekonem.

  5. Trzymanie się starych przyzwyczajeń i nawyków żywieniowych – z tym jest trudno czasem walczyć, bo wpojone mi przez moją mamę zasady zwykle gdzieś kołaczą się w głowie. Ja przyzwyczaiłam się do tego, by nie pić zaraz po posiłku, bo to wyniosłam z domu. Zauważyłam jednak, że dzieciom często może być trudno bez popicia zjeść zwłaszcza jakieś suche jedzenie. Poza tym rzadko wołają, że chce im się pić, więc wykorzystując to, że są już zwołane do kuchni, przygotowuję im do każdego posiłku jakiś napój. Staram się przełamać pewne nawyki i proponować częściej warzywa oraz owoce do dań, do których tradycyjnie ich nie dodawałam. Obok jajecznicy nakładam dzieciom np. pomidorki czy oliwki, a obok placków świetnie sprawdzają się pokrojone owoce, które często znikają w pierwszej kolejności.

  6. Ograniczanie się do podawania ulubionych przez dzieci produktów – znam mamy, które tygodniami potrafiły podawać dzieciom naleśniki czy ziemniaki z kotletem, bo dzieci akurat tylko to chciały jeść. Nie gotowałam też nigdy drugiego obiadu, gdy dzieci pogardziły tym, co zaproponowałam. Jednak wykład Zuzanny Anteckiej o różnorodności uświadomił mi, że najczęściej na talerzach dzieci lądują pomidorki koktajlowe, bo je lubią, a tymczasem od dawna nie proponowałam im rzodkiewki, której tak naprawdę jeszcze nie zdążyły polubić. Mimo tego, że staram się gotować różnorodnie, to są dania i produkty, które pojawiają się regularnie na naszym stole, bo mam pewność, że dzieci je zjedzą. Jeśli gotuję coś nowego np. curry, to dodaję im na talerz jakieś pewniki typu ryż i ogórki. Gdy zależy mi, by zjadły coś podczas wizyty u rodziny czy w przedszkolu to też sięgam po sprawdzone dania jak rosół czy kotlety sojowe.

A CO UDAŁO MI SIĘ WYKLUCZYĆ PRZY KOLEJNYCH DZIECIACH?

  1. Picie z kupka-niekapka – ten kubek wydawał się świetnym rozwiązaniem, bo dzieci nie rozlewały wody i mogły pić z niego nawet w łóżeczku (butelka była w użyciu tylko podczas moich wyjść z domu i to przez kilka miesięcy). Okazało się jednak, że dzieci miały potem problem z przestawieniem się na zwykły kubek. Róża poszła już do przedszkola, gdzie piła z kubka bez przykrywki, a w domu płakała, że musi pić ze swojego ulubionego kubka z ustnikiem. Dopiero, gdy wieczko się poluzowało i przestało spełniać swoją funkcję, nagle okazało, że dzieci radzą się też świetnie ze zwykłym kubkiem. → Przy Anieli w ogóle ominęłam ten etap i od razu (ale to było później niż w 7 miesiącu) podawałam doidy cup lub kubeczek z uszkami bez wieczka. Ma teraz 14 miesięcy i pije z kubka zupę, wodę czy koktajl. Trochę porozlewa, więc nalewam nie dużo na raz, ale większość trafia do buzi.

  2. Przejście z karmienia piersią na mleko krowie – przy odstawianiu córki od piersi w 15 miesiącu zdecydowałam się wprowadzić jej mleko krowie w nocy i do zasypiania. Ponieważ wkrótce zaszłam w kolejną ciążę, bardzo źle wspominam nocne pobudki i podgrzewanie Róży mleka. → Przy synku zrezygnowałam z przyzwyczajenia go do regularnego picia mleka (którego nie uważam za niezbędny w diecie produkt i w domu pojawia się może raz w miesiącu). W nocy proponowałam mu wodę i szybko okazało się, że nocne picie w ogóle nie jest mu potrzebne. Nadal z przyzwyczajenia przygotowuję mu przed spaniem kubeczek z wodą, ale już tylko sporadycznie po niego sięga. Zwykle po przebudzeniu, po prostu biegnie do naszego łóżka i zasypia w nim, nawet nie wiem kiedy.

  3. Picie wody z sokiem – gdy czytam teraz jadłospis mojej córki, gdy miała 1,5 roku, już widzę w nim, że do picia pojawił się tłoczony sok owocowy z dodatkiem wody. W tym czasie córka piła także wodę, mleko czy herbatki. W którymś momencie zaczęła jednak żądać tylko wody z sokiem i bardzo niechętnie sięgała po samą wodę, i ten stan trwa właściwie do teraz. Pomimo tego, że mocno rozcieńczam ten sok, to jest to jednak przyzwyczajenie do słodkiego smaku oraz ma wpływ na podniesienie poziomu glukozy we krwi. Staram się teraz podawać słodsze napoje tylko do posiłków i częściej proponować samą wodę. → Najmłodszej córce poza koktajlami, zupą czy sporadycznie sokiem z wyciskarki podaję tylko wodę. I mam nadzieję jak najdłużej ten stan utrzymać.

 

Warto mieć świadomość, co możemy poprawiać na lepsze i na co zwracać uwagę przy karmieniu naszych dzieci, pamiętajmy jednak, że nie na wszystko mamy wpływ. Wprawdzie najmłodsza córka chętniej próbuje makaronów z sosem, za to mając 14 miesięcy jeszcze nie przekonała się do świeżych ogórków czy jajecznicy. Pomimo tego, że przez pierwsze lata życia najstarsza córka codziennie piła ze mną różne koktajle, to żadnego nie wypije więcej niż dwa łyki, bo po prostu nie odpowiada jej smak czy konsystencja. Dzieci mają swoje preferencje dotyczące smaku czy konsystencji i nawet przez częste proponowanie alternatyw mogą nie chcieć się do nich przekonać. Przecież żaden dorosły nie je tylko suchego chleba czy naleśników z dżemem. Dzieci w końcu dojrzeją do próbowania innych dań. Wprawdzie od nas zależy, co dziecku podamy, ale od niego czy to zje i w jakiej ilości, stąd zamiast się biczować i zamartwiać, warto czasem wrzucić na luz, pozwolić dziecku zjeść to, na co ma ochotę, by móc cieszyć się wspólnym posiłkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back To Top